Czy rowerzyści nie rozróżniają kierunków strzałek? Takie wrażenie można odnieść obserwując, jak poruszają się oni po kontrapasach, których w polskich miastach jest coraz więcej.

Kontrapas na Woronieckiej w PoznaniuZ góry uprzedzam: tak, rzeczywiście nie rozpoznających strzałek jest dużo mniej, niż rozpoznających. Około jednej piątej, może nieco więcej. Jednak teraz wyobraźmy sobie, że co piąty samochód jedzie po lewej stronie ulicy….

Przypomnijmy: kontrapas to wydzielony pas dla rowerzystów na jezdni jednokierunkowej, który umożliwia im jazdę w kierunku innym niż nakazany (czyli po prostu pod prąd). Teoretycznie ma to wyglądać tak, że rower poruszający się zgodnie z kierunkiem jazdy na drodze kierunkowej, jedzie razem z samochodami, zaś rower jadący „pod prąd”, korzysta z wydzielonego pasa ruchu, czyli właśnie kontrapasa.

W praktyce wygląda to nieco inaczej. Wielu rowerzystów, jadących zgodnie z kierunkiem ruchu na danej ulicy, nie korzysta z pasa dla samochodów, ale wpycha się na kontrapas. Jest to o tyle uciążliwe, że taki kontrapas jest węższy, niż regularna dwukierunkowa droga dla rowerów. Efekt? Rowerom ciężko jest się na nim mijać.

Można się upierać, że kontrapasy wcale nie muszą być malowane, i że wystarczy postawić znak pozwalający rowerzystom na jazdę pod prąd. To fakt, zresztą na specjalistycznych portalach rowerowych pisano o tym, przytaczając fakty, przykłady zastosowania i rozwiązania prawne, pokazując, jak to wygląda w Europie Zachodniej. W pełni się z tym zgadzam. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że z kontrapasa może korzystać tylko rowerzysta „jadący pod prąd”. Wszyscy inni po prostu zapominają, że ruch w Polsce jest prawo, a nie lewostronny.

Na zdjęciu obok dokładnie widać, jak wygląda oznaczenie kontrapasa. Niestety, co najmniej jedna czwarta cyklistów dostrzega rower, ale nie widzi już strzałki. Czas raz na zawsze to zapamiętać. Tym bardziej, że jadąc nieprawidłowo, przeszkadzamy sobie sami wzajemnie: rowerzyści rowerzystom.