Czy wiecie, że w 2011 roku w polskich więzieniach przebywało około 81 tysięcy osób, z czego aż 13 tysięcy to były osoby skazane za jazdę rowerem po alkoholu? Z tego wychodzi, że 16 procent skazywanych w naszym kraju zostaje skazanych za to, że siadło na rower po trzech piwach – bo pewnie tyle (w przypadku dorosłego mężczyzny) trzeba wypić, aby przekroczyć karalne 0,5 promila.
Na szczęście się to zmieni – 17 października prezydent podpisał nowelizację ustawy, w wyniku której jazda rowerem po alkoholu nie będzie już przestępstwem, a jedynie wykroczeniem.
Nie oznacza to, że jadąc rowerem po piwie nie będziesz ukarany: jednak czeka cię za to grzywna – nawet 5 tysięcy.
I tu (mam nadzieję, że się mylę), leży pies pogrzebany, który zostanie odgrzebany w kwietniu i w marcu, gdy rowerzyści znowu wylegną na ulicę.
Policja będzie miała idealną okazję do podreperowania statystyk i zarobienia nieco pieniędzy do ledwie zipiącego budżetu.
Skoro za jazdę po piwie będzie można wlepić karę pieniężną i zarobić na delikwencie, to czemu tak nie robić?
Policja już wsławiła się zorganizowanymi akcjami na rowerzystów: W Krakowie masowo badała ich alkomatem, w maju, czerwcu tego roku w całym kraju karała za jazdę po chodniku. Czemu więc tego nie powtarzać, skoro na pijanym rowerzyście zamiast stracić (więzienie) można zarobić (grzywna od 50 do 5 tysięcy złotych)? A jak coś, to sąd i tak będzie mógł wymierzyć miesiąc aresztu za te dwa spożyte piwka.
Podstawowa zasada więc się nie zmienia: piłeś – nie jedź.
I tego póki co trzeba się trzymać. Chyba, że nie przejmujesz się zawartością portfela.