Czy kobieta, która chce się opalać w bikini, pojdzie na urlop do Arabii Saudyjskiej? Raczej nie. To ciekawe porównanie zastosował w swoim artykule Adam Łaczek, krakowski aktywista rowerowy, pisząc o polskim prawie nie przystającym do europejskich realiów.
Chodzi oczywiście o dylemat turysty rowerowego, który chce się wybrać na wycieczkę, ale po drodze chciałby się orzeźwić jednym piwem. A nawet dwoma. Albo zaryzykuje złamanie prawa i nawet karę więzienia, albo będzie miał mniejszą przyjemność z wycieczki. W Europie Zachodniej jest zupełnie inaczej a jazda rowerem po spożyciu, do pewnego poziomu w pełni legalna.
W Polsce jazdę rowerem po alkoholu traktuje się natomiast podobnie, jak samochodem.
Można wydać i 50 mln euro na trasy rowerowe Polski Wschodniej, ale jak Niemiec czy Holender dowie się z telewizji, że przyjeżdżając do Polski rowerem trafi do więzienia za coś, co u niego jest legalne i powszechne w ramach turystyki rowerowej to jest spora szansa, że wybierze inny kraj.
Pisze Adam Łaczek w swoim artykule, który w całości można przeczytać tu.
Przypomnijmy przy okazji: przepisy dotyczące jazdy rowerem po alkoholu mają być bardziej liberalne, ale wciąż odbiegające od wzorców zachodnich. W planach jest przeniesienie adekwatnych zapisów z kodeksu karnego do kodeksu wykroczeń, co spowoduje, że rowerzyści nie będą już trafiać do więzień. Wciąż jednak będą dostawać zakaz kierowania rowerem.
A jaka jest wasza opinia na temat alkoholowych przepisów?