KobietaŻeby nie było wątpliwości: jestem zwolennikiem rowerów, ale to nie znaczy, że wymagam pisania przez dziennikarzy o rowerze w samych superlatywach. Nie mam nic przeciwko artykułom, w których wytyka się jazdę po chodniku, brak kultury jazdy i inne negatywne zjawiska, które części miejskich rowerzystów obce nie są.

Jednak gdy dziennikarz myli fakty, naciąga je, nie umie czytać wykresów z wypadkami i wszystko przeinacza, aby tylko udowodnić swoją tezę, to trzeba reagować.

I tak zresztą środowiska rowerowe zareagowały, gdy Dziennik Gazeta Prawna spreparował artykuł, jakoby Europa odchodziła od rowerów, większość krajów chciałaby wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenie (więc też powinniśmy), a coraz częściej w Europie mówi się o obowiązkowych kaskach. Podając przy okazji przykład Hiszpanii, gdzie kaski są tak obowiązkowe, że de facto nie są (bo tylko poza miastem trzeba je mieć), a o zwiększeniu tej obowiązkowości mówią tylko niektórzy.

Artykuł można jeszcze wybaczyć, chociaż ciężko, gdy gazeta mająca przydomek prawny w nazwie a całkowicie zawala sprawy prawne. Gorzej już wybaczyć odpowiedź sekretarza redakcji, który zabrnął ze swoimi tłumaczeniami w ślepy zaułek pozostając przy błędnych wnioskach z artykułu.

A wiecie, że rowerzyści to terroryści? A dokładniej dżihadyści walczący zresztą świata i terroryzujący wszystkich jazdą po chodniku. Autor portalu NaTemat.pl zresztą nie owija w bawełnę:

Przywódcy cykloterrorystów domagają się coraz liczniejszych przywilejów w ruchu, skutecznie tłumacząc swoim wyznawcom, że obecnie obowiązujące przepisy są do niczego i można je lekceważyć.

Chętnie zapoznam się z opinią jakiegokolwiek stowarzyszenia rowerowego (bo zakładam, że to te są przywódcami cykloterrorystów), które publicznie ogłosiło, że rowerzyści przepisy mogą łamać, bo te są be. Problem jazdy po chodnikach jest i jest duży, ale zarzucanie stowarzyszeniom rowerowym, że przyzwalają na takie zachowanie, jest co najmniej nie odrobieniem dziennikarskiej lekcji. Wystarczyłoby do dwóch stowarzyszeń zadzwonić i upewnić się, jakie mają zdanie na ten temat.

Pan Bartek Ławski, pseudodziennikarz, który napisał tekst do NaTemat (skoro ja jestem cykloterrorystą, to on może być pseudodziennikarzem), sam konkluduje stan swojej wiedzy:

Mnie osobiście najbardziej podoba się postulat, żeby znieść odpowiedzialną karną rowerzystów za jazdę po pijanemu. Autentycznie, jest i taki. Podobno pijany rowerzysta zagraża tylko sobie. Trudno to pojąć.

Z pewnością trudno to pojąć, skoro przed napisaniem tekstu nie zrobiło się najmniejszego riserczu i nie sprawdziło, jak sprawa się ma tam, gdzie można jeździć po alkoholu. Analizy bazujące na dotychczasowych doświadczeniach pokazują, że zalegalizowanie jazdy po piwku nie musi być złym pomysłem. I są one pisane dość prostym językiem: da radę zrozumieć.